Tatry nie dla idiotów cz. 2

14:09:00

www.tatromaniak.pl
,,Wybieram się w marcu do Zakopanego. Co polecicie dla dwóch osób? Jakieś restauracje? Termy? Góry odpadają bo jest za zimno..."

Bloga posiadam od 2 lat, góry kocham od dziecka. Moje korzenie wywodzą się z Beskidu Sądeckiego i to właśnie tam zaczęła się moja przygoda z górami. Po Jaworzynie Krynickiej i innych mniejszych i większych pagórkach, przyszedł czas na Pieniny a następnie na Tatry, które pokochałam od pierwszego wejrzenia. I choć nie jestem zaprawioną w boju Tatromaniaczką i jeszcze nie widzieli mnie na Rysach, to nie znaczy, że nie mam prawa wyrazić swojej opinii na temat tego co się dzieje w naszych górach.

Pierwszą część >klik< tej serii przeczytało kilkadziesiąt tysięcy osób. Mimo kilku negatywnych komentarzy odnoszących się do nazywania przeze mnie turystów ,,Januszami" i pretensjami o to, że przez takie osoby jak ja, w TPN nie ma ławek i oświetlenia, tekst został bardzo ciepło przyjęty. Świadczą o tym nie tylko wyswietlenia, ale również fakt że artykuł pojawił się u naszych ,,sąsiadów" z Węgier :)

Dziś przyszła pora na drugą część artykułu.

Zanim jednak to nastąpi, mam dla Ciebie wiadomość. Blog to miejsce, które służy do wyrażania moich własnych opinii i przemyśleń. Jeśli się z nimi nie zgadzasz - rozumiem, masz takie prawo. Ja mam prawo wyrażania swojej opinii na blogu, który jest moim miejscem w sieci.

P.S. Dla tych którzy nie czytają ze zrozumieniem - żeby nie było niejasności, post odnosi się DO KONKRETNEJ GRUPY OSÓB. Mowa o jednostkach, które śmiecą w Tatrach, niszczą przyrodę, wszędzie stawialiby ławki i kładli asfalt albo metalowe schody i nie przestrzegają choćby w najmniejszym stopniu regulaminu TPN w myśl maksymy ,,Zasady są po to, żeby je łamać, c'nie?". No c'nie, że NIE.

W Tatrach bywam bardzo często. Nie, nie na Krupówkach, nie na Gubałówce, nie nad Morskim Okiem (tak wiem, to również Tatry, ale póki co byłam tam raz i narazie mi to wystarczy). Chodzę sobie po mniejszych i większych szczytach, zwiedzam doliny i jak ognia unikam tłumów turystów. Doskonałym tego przykładem jest jeden z moich wpisów o dywanach krokusów na Kalatówkach - świadoma kilkudziesięciu tysięcy osób na Polanie Chochołowskiej, wybrałam niemniej urokliwe Kalatówki. Mimo że w góry jeżdżę zazwyczaj poza sezonem i tak nie jestem w stanie uniknąć zachowań, których wystrzegają się miłośnicy gór. Gdy już muszę przejść przez Krupówki, robi mi się słabo. Co Ci wszyscy ludzie tutaj robią? Nie trzeba być inteligentem i magistrem inżynierem, żeby zrozumieć że na Krupówkach oprócz komercji i maksymalnie wywindowanych cen ZUPEŁNIE nic nie ma. No może poza skrętem w lewo, do Muzeum Tatrzańskiego, które warto chociaż raz odwiedzić będąc w Zakopanem. Na dużą pochwałę zasługuje przede wszystkim wystawa na pierwszym piętrze muzeum, gdzie możecie zobaczyć wspaniałe eksponaty prezentujące faunę i florę Tatr.

Morskie Oko konkurencją dla K2

W cieniu ostatnich wydarzeń (z naciskiem na CIEŃ, bo wiecie, cień = ciemność = TOPR), kolejny cud nad Morskim Okiem (wystarczy interwencja Policji i już turyści potrafią zejść po ciemku na Palenicę, a przecież dopiero co ostatkiem sił dzwonili na infolinię TOPR) to nic nowego. Te nocne eskapady nad MOK i zbiorowa panika, to już chyba doroczna tradycja naszych rodaków. Przynajmniej będzie co wnukom opowiadać. Nie będę komentować braku umiejętności logicznego myślenia i  łączenia faktów typu noc = ciemno = niedźwiedzie będą miały kolację, przejdę więc do problemu starego jak świat. Chodzi oczywiście o trasę nad MOK.

Moim zdaniem (a naprawdę rzadko się w tej kwestii wypowiadam) powinien być to naczelny punkt na trasie każdego turysty, wybierającego się po raz pierwszy w Tatry . Odcinek do MOK-a powinien zostać pokonany SAMODZIELNIE (tj. pieszo), tylko po to by choć w małym stopniu nauczyć się pokory i szacunku do miejsca w jakim się znajdujemy. Będąc w Tatrzańskim Parku Narodowym nie wolno zapominać, że jesteśmy tam tylko gośćmi, a zapłacenie 5 złotych za bilet nie czyni z nas ,,właścicieli na włościach". Dla wielu z was to oczywiste, ale piszę o tym bo niejednokrotnie spotkałam się z tekstami pt. ,,ZAPŁACIŁEM WIĘC WYMAGAM''. No tak. 2,50 czy 5 złotych to naprawdę zawrotna kwota. Dziwię się, że w cenie biletu nie ma jeszcze raków, czekana, ubezpieczenia oraz ciepłego napoju czekającego na nas w schronisku.


Włącz myślenie

Nie tak dawno, bo 15 stycznia 2018 roku, pojawił się na Tatromaniaku taki wpis :

Nie powiem że mnie to zaskoczyło. Mieszkałam w Zakopanem, trochę po górach chodzę i sporo o nich czytam. Rzadko kiedy głupota ludzka jest mnie w stanie zaskoczyć. Na szczęście w tej sytuacji wszystko dobrze się skończyło. Gratuluję Panom zachowania zimnej krwi i ,,uratowania" nieodpowiedzialnych turystów.

Turyści

W Tatrach spotykam mnóstwo ludzi. Są wśród nich zapaleńcy, początkujący miłośnicy gór (tacy jak ja) i tzw., wspomniani już, Janusze. Ci ostatni są najgorsi. To ten typ narzekający na pogodę, na kolejki w sklepach, na polityków, na sąsiadów, odznaczający się ogromną wiedzą na forach Internetowych i minimalną wiedzą w trudach życia codziennego. Typ, który przez cały rok składa na krótki wypad z rodziną w góry i ma się za Pana i Władcę, któremu wszystko się należy, bo płaci 20 złotych za nocleg a obsługę traktuje jak parobków, przy czym dziwi się że w cenie nie ma śniadania, usług pralniczych i budzenia na życzenie. Turyści tego rodzaju mają się za mądrych i obytych ze światem, a już najbardziej z górami. W końcu mają w domu Internet i satelitę, więc nie ma opcji by nie posiadali rozległej wiedzy na ich temat. Według nich Tatry zaczynają się na Równi Krupowej i kończą na Morskim Oku, Polanie Chochołowskiej bądź na górnej stacji kolejki na Kasprowym Wierchu. Do dziś nie mogę wyjść z podziwu, przypominając sobie kolejki ciągnące się od kas biletowych kolejki na Kasprowy. Takiej rewii mody mógłby nam pozazdrościć sam Mediolan. Skórzane lateksowe kozaczki, Vansy, słynne Air Maxy, spódniczki, równie lateksowe legginsy i rozpięte, jeansowe kurteczki. Nikt nie każe nam brać czekana i raków do torebki, gdy naszym jedynym zamiarem jest popatrzenie na góry z Kasprowego Wierchu i krótka przechadzka - są i tacy turyści, ale żeby zimą wjechać tam w trampkach i wspinać się pod górę a potem płakać i prosić turystów (przy okazji narażając ich na niebezpieczeństwo, łapiąc się ich kurczowo i ślizgając się w trampkach na wszystkie strony) o pomoc w zejściu z niej, bo ,,strasznie ślisko i się boję"?! Ludzie, jeśli mamy marzec, a na dolnej stacji w Kuźniach nie ma śniegu, nie oznacza to że na Kasprowym przebiśniegi już dawno przekwitły, a wszędzie rośnie trawa i kwitną stokrotki.

No ale co ja się tam znam. Niektórzy wiedzą wszystko lepiej. W końcu my Polacy jesteśmy ekspertami. W każdej dziedzinie. Po katastrofie smoleńskiej mieliśmy w Polsce kilkadziesiąt milionów ekspertów ds. lotnictwa. W ostatnich tygodniach (prawie) wszyscy Polacy szybko się przekwalfikowali i zostali ekspertami w dziedzinie himalaizmu. ,,Panie, ja wiem lepiej jak zdobywać ośmiotysięcznik, ja budowlanke skończyłem". W końcu kto może wiedzieć więcej o życiu, jak nie wąsaty Janusz z piwskiem w ręku, toczący całą swoją egzystencję w wypierdzianym fotelu. Każdemu takiemu ekspertowi polecam przechadzkę na Halę Kondratową w tą i z powrotem, na Grzesia albo zimową ,,przeprawę" na Halę Gąsienicową z Kuźnic. Łatwo jest oceniać innych, szczerząc się do monitora. Dlatego polecam takim osobom tydzień w górach. Trochę pokory przyda się każdemu z nas. Młodsze pokolenie, do którego się zaliczam, potrzebuje jej szczególnie. Większość młodych ludzi nie potrafi przyjąć do siebie krytyki i na zwrócenie uwagi przez bardziej doświadczonych, bardzo często reaguje agresją. Efekty takiej ignorancji można obserwować na bieżąco. Niestety.

Są jeszcze pseudoturyści.

Niektórzy z nich uważają, że w górach działa prawo Murphiego, które mówi, że puste opakowania ważą więcej, niż pełne i trzeba się ich jak najszybciej pozbyć tj. wrzucić je do strumyka, w krzaki albo wywalić je przy Pustelni św. brata Alberta. To samo tyczy się ludzi, mylących Morskie Oko z Fontanną di Trevi i wrzucających do niego pieniądze, zabawki i inne rzeczy, które w żadnym wypadku nie powinny się tam znaleźć. Nie będę już komentować kąpieli i moczenia nóg nad MOK-iem ,,bo płaciłem za bilet, jest gorąco a jedna para nóg szkody nikomu nie robi". Szkoda że w MOK-u nie pływają piranie ;) Jeszcze inną grupą, są ameby, które widocznie nie są w stanie zapamiętać drogi powrotnej do Kuźnic czy na Palenicę i przez całą drogę, traktują spray jak swoistą nić Ariadny, zostawiając na kamieniach, ławkach czy asfalcie, kibolskie bazgroły. Ba, wśród nich są jeszcze gołąbeczki, które upamiętniają swoją miłość z dyskoteki, na tatrzańskich szlakach - ,,Karyna i Sebix = Wielka Nieskończona Miłość".

Tragedia.

Poniżej macie przykład, jak o tatrzańskich turystach wypowiadają się niektórzy forumowicze. To od was zależy, czy się z nią zgodzicie, czy nie. Ja nie będę jej komentować.


Kontynuując...

Ludzie odwiedzający Tatrzański Park Narodowy mają pretensje o zbyt drogie bilety, o kolejki do kas, o brak ubezpieczenia skoro już płacą tyle pieniędzy za bilet. Ostatnio na jednym z tatrzańskich forów, jeden Pan powiedział, cytuję ,,Wyganacie emerytów z gór?". Była to reakcja na pierwszą część ,,Tatry nie dla...". Na moją odpowiedź, że nikt nikogo nie wygania, odpowiedział, że właśnie przez takich jak ja nie ma w TPN-ie ławek i dróg, tak potrzebnych dla osób starszych. Wróć. Co? Aczkolwiek po przeczytaniu niektórych wypowiedzi na forach czy kilku dyskusji na Faceboku, sama powoli zaczynam się dziwić się że w cenie biletu do TPN nie ma wspomnianej darmowej kawy/herbaty, ławek i asfaltowych ceprostrad posypanych piachem.

Kocham góry. Dają mi wolność, siłę do działania i pokazują mi że nie jestem tu sama. Nie jestem właścicielem ziemi na której stoję. Nic tu nie jest moje. W górach bywam tylko gościem, któremu pozwolono podziwiać ich piękno. Wiele z was o tym wie, niestety wciąż jest nas za mało. Mimo ostrzeżeń o warunkach panujących w górach, o lawinach, mimo apeli, bilboardów, ulotek i wielu akcji społecznych, do ludzi nadal nie dociera, że to są góry i żaden człowiek nie ma z nimi szans.

Chcesz iść w góry. Świetnie! Tylko wcześniej się przygotuj - licz siły na zamiary, zobacz jakie warunki panują na szlakach, wyposaż się w potrzebny sprzęt i idź!  Nie masz siły? Odpuść. W górach nie ma miejsca na słabość. Zrobisz przysługę nie tylko sobie, ale również rodziniom ratowników, którzy często przez rozdmuchane ego narażają życie. Góry to żywioł. Nie okiełznasz go wspinając się w zimie na Kasprowy Wierch w adidasach. Tatry to nie pagórek za Twoim domem z którego zjeżdża się na sankach. To nie przelewki. Nieważne czy wchodzisz na 1500, 2000 czy 2400 m n. p. m.

Peace.


You Might Also Like

9 komentarze

  1. Bardzo dobrze się czytało ten wpis i w pełni popieram twój punkt widzenia. W Tatrach trzeba myśleć. Chociaż przyznam się szczerze, że chętnie bym sobie odwiedziła jakieś termy w Tatrach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dochodze do wniosku, ze przed kupnem biletu powinen byc obowiazkowy test na IQ. Ile by to dramatow zaoszczedzilo...

    OdpowiedzUsuń
  3. "Nie tłumacz się że masz dziecko, że boli Cię noga, że nie masz siły. Na szlakach spotykam zarówno rodziców z małymi dziećmi jak i osoby niepełnosprawne. Dają radę i nie narzekają. Wymówki są dla słabeuszy, a dla takich nie ma miejsca w górach." - Sorry, ale to najgłupsza rada jaką słyszałem. W zasadzie jest zaprzeczeniem tego co piszesz wcześniej.
    Tu powinno być napisane: chcesz iść w góry? Przygotuj się! Uprawiaj jakiś sport, kup choć podstawowe wyposażenie, mierz siły na zamiary. Zacznij od łatwych tras. Weź z sobą mapę, powerbanka do komórki, numer do TOPR-u, najprostszą apteczkę. Nie kozacz. Narażając siebie, narażasz też tych, którzy przyjdą ci z pomocą.
    I co do dzieci... to naprawdę polecam wielką rozwagę... bo one mają wielkie serca i są ślepo zapatrzone w dorosłych, choćby byli oni największymi kretynami pod słońcem.
    Ciągle mam przed oczami kłótnię z fagasem, który na Karbie pchał dzieciaka w SKARPETACH na Kościelec. "Bo mu się, panie buty zamoczyły, jak wpadł do wody".
    Co do bólu nogi.... "Rozchodzi się"... pewnie myślisz. Może. Czasem się rozchodzi, czasem nie... Naprawdę lepiej zawrócić niż wyjść na idiotę przed toprowcami.
    "Dam radę" to słabe epitafium.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, dla mnie miejscami za ostro, ale z generalnym wydźwiękiem się zgadzam. I mam dla Ciebie podpowiedź na kolejną część - ostatnio zauważam inne niebezpieczne zjawisko w Tatrach, które zaprezentuję anegdotycznie. Kondratowa. Już na wysokości Kalatówek słychać mocny wiatr; prognozy - na dwoje babka wróżyła. Albo strzeli albo nie. Dochodzimy do schroniska, patrzę na grań, uśmiecham się smutno, mówię partnerowi, że pijemy herbatę i chyba wracamy, ale poczekajmy chwilę, mamy margines czasowy, może się uspokoi. Nie uspokoiło się. Generalnie wiatr solidnie przydzwonił solidnie. Wyszłam przed schronisko zapalić e-papierosa (tak tak, nie ja pierwsza, nie ostatnia, a kondycja działa jak złoto, proszę nie oceniać ;)) i widzę trzy niewiasty, wyposażone w sprzęt noszący ślady użytkowania, które robią sobie zdjęcie i idą w stronę Giewontu. Że przed chwilą dostałam informację co mówią satelity (wiatr do późnego popołudnia będzie na poziomie 100+ a na grani 100+ na sterydach), mówię im "ej, dziewczyny, na grani nap/cenzura prewencyjna/ w porywach 130, może być gorzej. To słaby pomysł". W odpowiedzi dowiedziałam się, że chodzą po górach, znają się, są po kursie turystyki zimowej i chcą zaryzykować. Wzruszyłam ramionami, wróciłam do herbatki i odpaliłam stoper. Wróciły dość szybko, przemoczone, przemarznięte i chyba trochę przestraszone. Do czego zmierzam? Ano do tego, że upowszechnianie się chodzenia po górach, też zimą, prowadzi do sukcesywnego zaniku pokory. Skoro byłem/byłam na Zawracie (w ładną pogodę, w wydeptanym "oschodkowanym" żlebie), to co mi tam "jakieś zachodnie" - i to wśród ludzi, którzy, wbrew pozorom, coś ogarniają, umieją hamować czekanem i nie wbijają sobie co chwilę raka w kostkę (albo czoło kolegi podczas niefortunnego zjazdu). I tak jak sobie śledzę kroniki TOPR, to mam nieodparte wrażenie, że coraz więcej akcji dotyczy właśnie takich osób... które pobłądzą na Wierchach albo pokona je pogoda na kopule Kasprowego. To nie są idioci. To nie są Janusze. Problem leży gdzie indziej. Może Cię zainspirowałam, bo o tym mało się mówi, a pewnie też gdzieś kiedyś się o to potknęłaś ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam, że jakiś czas temu zdecydowaliśmy się na wyprawę w góry, niewysokie, wjechaliśmy kolejką, zeszliśmy normalnie. Do dziś pamiętam te zakwasy, kolejne kilka dni ledwie mogliśmy się poruszać. Tak więc, zgadzam się, trzeba mieć mega kondycję i przygotowanie odpowiednie, a szpilki i alkohol zostawić na inne okazje :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uważam, że ludzie nie do końca sobie zdają sprawy, że góry (w tym przypadku Tatry), to nie plaża nad Bałtykiem, gdzie każdy rozstawi swój parawan i gitara gra. Góry żądzą się swoimi prawami i zgadzam się, że wybierając się na szlaki trzeba być przygotowanym i mierzyć swoje siły.

    Patrząc na temat pod względem estetycznym i mając porównanie do innych państw, gdzie góry odgrywają ważną role, to my jesteśmy daleko, daleko w tyle. Ławka na szlaku, to nie jest żaden grzech. Nie twierdzę, że ma być postawiona co 10 metrów, ale w punktach widokowych, fajnie byłoby usiąść, nacieszyć oczy, coś zjeść. W Austrii nie mają z tym problemów. Jest szlak, a na szczycie chatka, która ma skromny bufet, ale działa i daje wytchnienie zmęczonemu turyście. Kto by nie chciałby napić się zimnego piwa z fantastyczny widokiem na Tatry w gorące lato? Albo gorącej czekolady w zimniejszy dzień? Myślę, że chętnych by nie brakowało. Wrócę jeszcze do piwa. Piwo wypić na szlaku to też nie grzech, ale w całej historii chodzi o umiar i zdrowy rozsądek. Umiar, to magiczne słowo, które część społeczeństwa nie kojarzy. No bo jak wyjazd i wolne to trzeba w spód się urobić, żeby było dobrze.

    A nawiązując jeszcze do jedzenia, które zabieramy na szlak. No bo jak jedzenie to i śmieci. Śmieci na szlaku wynikają tylko z lenistwa i braku kultury oraz edukacji turystycznej. To wszystko. Są różne formy edukacji, ale o edukacji turystycznej jeszcze nie słyszałam. A jej nam również brakuje. Stąd potem widzimy osoby co śmiecą na szlaku i w klapkach idą w góry.

    Tyle z moich rozważań. Trzymajcie się ciepło i udanych wypraw!

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeszłam trochę polskich Tatr, zawsze w towarzystwie, które dbało o mój ekwipunek i godzinę powrotu. Po tym, jak na Rysy weszłam w martensach, nigdy nie popełniłam błędu wzięcia złych butów ;) Teraz mam przerwę od kilku lat, bo w góry jeździmy z dziećmi i stawiamy na krótsze wycieczki oraz wycieczki rowerowe. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. zgadzam się z tobą w 100%! do takich wypraw trzeba wiedzieć co się robi

    OdpowiedzUsuń
  9. No niektórzy ludzie są po prostu głupi, nic nie poradzimy;/

    OdpowiedzUsuń