W poczekalni NFZ

22:41:00

źródło : spiscotland.wordpress.com
Na początku był chaos, a potem ktoś nazwał go NFZ. Dziś kolejny post z serii ,,Weź Relanium zanim przeczytasz" :)

Ilu z was choć raz było świadkiem dziwnych, śmiesznych czy godnych pożałowania sytuacji u lekarza, wywołanych przez innych pacjentów? Chyba wszyscy mieliśmy do czynienia z ludźmi, którzy do przychodni przychodzą niekoniecznie z powodu choroby. Tak Kochani, nie wszyscy ludzie w poczekalniach są chorzy.

Niejednokrotnie obserwowałam ludzi wesoło gawędzących sobie o chorobach i wymieniających się spostrzeżeniami na temat lekarzy, znajdujących się w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od ich miejsca zamieszkania. Generalnie za każdym razem wyglądało to jak małe spotkanie towarzyskie. Czasem gdy ktoś dołączał do ich grona, komentowali to słowami ,,Y, co tak późno dzisiaj?" Czekając niegdyś w kolejce do lekarza, drugi raz w ciągu tygodnia, spotkałam tam te same osoby, które widziałam wcześniej. Podczas gdy ja czekałam na swoją kolej z 40 stopniową gorączką, one wesoło opowiadały sobie o wrzodach, hemoroidach i wnuczkach, przy okazji obgadując pół miasta. Czarę goryczy przelał fakt, że niejednokrotnie rano czekając na autobus, widziałam DZIEŃ W DZIEŃ te same twarze, oczekujące na otwarcie budynku przychodni. Nie raz, nie dwa, słyszałam jak jakaś babcia w gabinecie narzekała na bóle brzucha, a potem przez pół godziny zdawała relację z życia innych osób. Jak to jest, że CHORE osoby, które znam, nie chodzą tak często do lekarzy, jak te które na codzień robią sobie swoisty triathlon - lekarz-sklep-kościół. Tak, potrzebuję maści na ból dupy.

Można powiedzieć że w wieku 23 lat dorobiłam się statusu starego wyjadacza w poczekalniach NFZ. Nie jest to dla mnie powód do dumy. Jedynym tego plusem jest to, że dzięki godziniom spędzonym w poczekalniach, mogę poprawić wam humor czy rozjaśnić trochę niektóre sytuacje.

Poczekalnia nr 1.

Tu muszę zrobić małe wprowadzenie. Tak się składa, że bohaterem poniższego dialogu, będzie lekarz, który uratował bliską mi osobę. Jest profesjonalistą w swoim fachu i bardzo miłym człowiekiem, co w dzisiejszych czasach ceni się podwójnie.

Sytuacja w 1000% prawdziwa!

Główne bohaterki : 3 mohery, przedział wiekowy 60 -80 lat

1: Byłam raz w szpitalu. Leżałam na chirurgii ogólnej, bo miałam problem z nogą. No i prowadził mnie doktor X. Żałuję że na niego trafiłam. Już nigdy więcej, moja noga tam nie postanie.
2 i 3: Ojoj, ojojoj. Dlaczego?
1: Myślałam że taki wykształcony, przystojny, doświadczony życiem mężczyzna, będzie umiał się zachować w stosunku do damy. Ale się przeliczyłam. Ci lekarze są beznadziejni. Szkoda słów z tym jak potraktował własną pacjentkę. Nawet nie chcę się denerwować.
2 i 3: Co się stało?!
(Tu jeszcze bardziej wytężyłam słuch, bo po prostu byłam ciekawa co się stało. Czy lekarz X faktycznie tylko udaje miłego i tak naprawdę jest chamem? Może wcale nie jest taki dobry? Co się mogło stać, że ona tak to przeżywa?)
1: Trafiłam do szpitala 7 marca. Nazajutrz, 8 marca, przyszedł do nas doktór X. Wchodzi do sali, wita się z nami, i wiedzą Panie co?! DZIEŃ KOBIET, A ON MI NAWET RĘKI NIE UCAŁOWAŁ!


Poczekalnia nr 2

Przyjeżdżam do przychodni i od razu zmierzam do poczekalni. Mam wyznaczoną wizytę na konkretną godzinę - nie ma szans, że ktoś się wepchnie w kolejkę, czy wmówi mi, że siedzi tu od 5 rano, etc. Wizyta jest na godzinę 14:00, pacjenci są umawiani co 15 minut. Świetnie. Zerkam na zegarek, który wskazuje 13:15. Idealnie. Wchodzę do poczekalni, a moim oczom ukazuje się tabun ludzi (średnia wieku 70 lat). Słyszałam co prawda, że jest godzinne opóźnienie, ale kolejka wskazuje na co najmniej 5 godzinny poślizg, ewentualnie 3 godzinny, gdyby połączyć ludzi w pary - mama przyszła z synem, jakaś starsza Romka z córką, synem, wnuczką, zięciem i synową... - ich akurat był cała rzesza, dla wrażliwych - horda. No nieważne. Przechodzę przez tłum jak Mojżesz przez Morze Czerwone i pytam kto ma na 13.45, żebym wiedziała po kim mam wejść do gabinetu, bo przez ten poślizg i zamieszanie jeszcze minie mi kolejka. 70-tki i 80-tki nagle się ożywiły i zamiast satysfakcjonującej mnie odpowiedzi, usłyszałam litanię żalu, rozpaczy i pretensji. ,,Pani siada i czeka na swoją kolej", ,,Nie wiem, bo ja tera wchodzę/Nie bo ja", ,,Nie wiem, jest opóźnienie", ,,Nie wiem bo ja mam na 13:00 i jeszcze nie weszłam". Mhm. No to już wszystko wiem. Pozostaje nadzieja, że Pani Doktor wyczytuje po nazwisku.

Minęło 10 minut. Drzwi od gabinetu otworzyły się i wyszła z nich pacjentka. Tzn. próbowała wyjść. Pięciu innych ludzi w momencie gdy tylko poruszyła się klamka, zaczęło się przepychać pod drzwiami, by czym prędzej wtargnąć do gabinetu lekarza. Scena prawie jak z Alibaby i 40 rozbójników albo z promocji karpia w Lidlu. Wreszcie Pani Doktor nieźle wkurzona, wyczytuje nazwisko pacjenta, który teraz powinien wejść do pokoju. Drzwi się zamykają. I zaczyna się komedia.

Sytuacja nr 1 :
,,Po co oni zapisują na te godziny?! Przychodzi się i czeka na swoją kolej i nie ma problemu, a tak to się robią kolejki. W ogóle ciekawe czemu niektórych pacjentów trzyma 5 minut a innych 30... Po co w takim razie zapisywać się na wyznaczoną godzinę! Jeszcze wychodzi i wyczytuje! Wybiera kogo chce. Znajomkowie... Wszędzie tylko układy. Wszystko Panie po znajomości się załatwi, a jak Pan nie masz znajomości to Pan umieraj w poczekalni".
Tutaj następuje 5 minut ciszy. Po chwili, ten sam dziadek mówi :

,,Powinna mnie wpuścić. Gdyby taka była to by po mnie wyszła  i zawołała bez kolejkibo widzi moją kartę na biurku. Ja się z jej rodzicami kolegowałem!"

Kurtyna.

Sytuacja nr 2 :

Pan X : Ile można czekać? Godzina opóźnienia. Od 11 tu siedzę!
Ja : Co? Tak długo? Mówili że jest tylko godzinne opóźnienie. Na którą Pan dokładnie ma? (wtrącam swoje 3 grosze, bo może przepadła mu kolejka, po co inaczej by tutaj siedział tyle godzin. W dodatku za każdym razem gdy ktoś wychodził z gabinetu, on próbował do niego wejść, w tym raz ze mną, a Pani Doktor go wypraszała)
Pan X : Na 15!!!

Ku*wa.


Poczekalnia nr 3

Poniedziałek. Dzień upragnionej i wyczekanej wizyty u jednego ze specjalistów. Byłam w grupie szczęśliwców i czekałam na swoją kolej jedyne pół roku. W dzień wizyty wstałam specjalnie o 5:00, by być pierwsza i zdążyć na pociąg do Katowic przed 10:00, tak by opuścić jak najmniej poniedziałkowych zajęć na uniwersytecie. Byłam pierwsza w kolejce do rejestracji i pierwsza w poczekalni pod gabinetem. Z minuty, na minutę wokół mnie przybywało coraz więcej osób. Do godziny 8:00, ukulała się całkiem niezła kolejka do gabinetu Pani Doktor, która przyszła 15 minut po czasie. Po przyniesieniu kart pacjentów, zaparzeniu kawki, z gabinetu dobiegło przeciągłe ,,Zapraszam". No to skoro zapraszają, nie wypada odmówić. Jako że byłam pierwsza, wstałam z krzesła i gdy chwytałam za klamkę, pojawiła się ona. Zmora poczekalni. Zakała NFZ-u. Siwa wolontariuszka Ojca Dyrektora. Z burakiem zamiast twarzy i pianą na ustach, która wypłukała jej chyba całą Coregę.

Moherowe ZOMO: Gdzie się Pani przepycha?! Dopiero co tu Pani przyszła! Do lekarza chodzą chorzy ludzie, którzy zasłużyli sobie na opiekę lekarską.
Ja: Z tego co mnie i pielęgniarkom wiadomo, byłam pierwsza w kolejce do rejestracji.
MZ: Patrzcie Panie, jaka bezczelna gówniara. Nie ma tu czegoś takiego, że kto pierwszy ten lepszy.
(w oddali słychać wiwatujący tłum moherów, stojący murem za wrednym babskiem)
Ja: (szkoda mi było strzępić ryja, więc tylko westchnęłam z politowania)
MZ: I jeszcze mi tu będziesz pyskować? Odsuń się bo teraz ja wchodzę!
Pani Doktor: A co tu się dzieje? Teraz wchodzi Pani Ania.
Ja: Pani Doktor, w razie czego ja mogę tą Panią przepuścić. Z tego co widzę to Pani jest bardziej ,,chora" (psychicznie) :>

Tak wkurzonego mohera jeszcze nie widziałam. Myślałam że pożre mnie i lekarkę. Huehue.

Tak jeszcze w temacie kolejek do lekarzy, to coraz bardziej popularne staje się ,,zaklepywanie" miejsca w kolejce, za pieniądze. Wiecie. Płacicie jakiejś osobie pieniądze, a ona od rana trzyma wam kolejkę. Kasa się zgadza, miejsce w kolejce się zgadza, wszyscy zadowoleni. No prawie wszyscy.

A oto kilka śmiesznych rozwinięć skrótu NFZ (mnie, jako stałej pacjentce, nie jest akurat do śmiechu):

- Nie Finansujemy Zdrowia
- Nie Fundujemy Zdrowia (Psychicznego)
- Narodowy Fundusz Złodziei
- Niewypłacalny Fundusz Zdrowia

Lepsze są tylko skróty dotyczące ZUS-u. Mój ulubieny to ,,Zapewniamy Ubogą Starość" (niegdyś śmiałam się z ,,Zakładu Utylizacji Szmalu). Tak to już jest, że im bardziej coś jest prawdziwe, tym bardziej nas śmieszy ;)

Chodzenie do lekarzy dla rozrywki, to w większości przypadków, ulubiona dyscyplina sportu naszych emerytów. Po co bawić się z wnukami, iść na spacer, jechać do sanatorium na tzw. ,,ku*wację" (oj, widziało się wiele np. w Krynicy - Zdroju) czy kupić sobie działkę i posadzić coś w ogródku? Po co? Po co mieć swoje życie? Przecież przychodnia jest pod ręką.

Podsumowując :

Trzeba mieć zdrowie, żeby chorować. A przede wszystkim wytrzymać w poczekalni.


You Might Also Like

5 komentarze

  1. Ojej ile to podobnych hisorii mam we własnych doświadczeniach :p tak jak mówisz, trzeba mieć zdrowie, by chorować i cierpliwość, by życia w więzieniu nie zmarnować 😂

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie na szczęście podobne historie omijają, ale kiedy w LO miałam problemy z kolanem w kolejce do ortopedy widywałam podobne sytuacje;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety to się dzieje, wiele osób mogło by tu podać masę innych przykładów z życia wziętych ..jedyne co możemy zrobić to chyba się z tym pogodzić : /

    OdpowiedzUsuń
  4. niestety to taak u nas wygląda i nie wygląda na to aby się to zmieniło

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz rację... trzeba mieć zdrowie żeby chorować :)

    OdpowiedzUsuń